wtorek, 25 czerwca 2013

Dwa wiersze z ostatniej książki


W skład zredagowanej przez Artura Fryza antologii Węzły, sukienki, żagle. Nowa poezja, ojczyzna i dziewczyna weszło kilka utworów z tomu Teoria wiersza polskiego. Dwa z nich prezentuję niżej.
Antologię można zamówić, kierując list elektroniczny bezpośrednio do jej redaktora.
Teoria wiersza polskiego do nabycia TUTAJ.



Chłopcy

Jeszcze ręce rozrzucone drapią mokry bruk ulicy
Jeszcze nogi z ciał wyrwane zataczają krąg w powietrzu
Jeszcze głowy od kadłubów odrąbane ronią łzy

Jeszcze oczy wyłupione przechowują krajobrazy
Jeszcze uszy odmrożone łowią ciszę w taflach nieba
Jeszcze palce bez paznokci połamane w glebie tkwią

A już 
w najlepsze trwają porządki 
wrzący asfalt wypluwają rury
topią się włosy pękają kości
czernieje marszczy się skóra
ogromne spychacze nagarniają
prochy za chwilę będą je ugniatać
lśniące walce już się zbliżają
właśnie minęły linię horyzontu

niebo jest czyste niczym łza

Chłopcy, chłopcy oderwani od piersi,
z karabinami na wątłych ramionach,
Chłopcy próbujący koktajlu Mołotowa,
Chłopcy granatowi, wybuchający,
niesieni na chmurze pyłu, ze zdartymi
piętami, Chłopcy wychudzeni, przyuczeni 
do śmierci, Chłopcy niepotrzebni,
Chłopcy zapomniani, Chłopcy pominięci
milczeniem, wciągnięci do rejestru,
zamknięci w pancernej szafie,
do której nie zagląda historia,
Młodziankowie daremni,
zbilansowani,
roztrwonieni

Czy mogliście przypuszczać:
nim ziemia upora się z waszymi
kośćmi, skończy się czas,
przepali się glob, ustanie
dziejów praca, wielki chór
zgodnych głosów uderzy
w pułap
niebieski

Żegnajcie, naiwni
Żegnajcie, głupcy

Zostawcie nas w spokoju


26.03.2012



Elizja

Po prostu wypada. Najpierw jest, potem nie ma.
W nocy płacz, w dzień okulary czarne,
bo niebezpiecznie ujawniać, co powinno
zostać w ukryciu.

Naturalny proces, wynikający z ekonomiki
języka. Zasada najmniejszej niezbędnej ilości 
środków. Rzecz zrozumiała dla specjalistów.
Żadna apokalipsa.

Wyrwa zarasta ludzką tkanką, nowy człowiek
wchodzi na miejsce starego, przekonując, że stał tu
zawsze. I w zasadzie, dlaczego mu nie wierzyć.
On nie jest winien.

Nikt nie jest winien. Wiatr idzie środkiem lasu,
zagarnia liście, szpilki, gałązki. Wiatr idzie
między barakami, otwiera drzwi, trzaska okiennicą.
Znikąd głosu.

Śpią w równych szeregach, warstwa na warstwie.
Albo jak idzie powrzucane w doły, skłębione,
ze śmiesznie wykręconymi ogonkami i brzuszkami.
Samogłoski.



28.03.2012
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz