środa, 2 listopada 2011

Miłosz i Różewicz



Anioł w majtkach Polixeny.   
O Miłoszu i Różewiczu rozmawiają Przemysław Dakowicz i Jan Stolarczyk


Przemysław Dakowicz: Proszę pozwolić, że na wstępie naszej rozmowy zacytuję dwa fragmenty prozy autobiograficznej, jeden autorstwa Tadeusza Różewicza, drugi — Czesława Miłosza. Fragmenty te w zadziwiający sposób ze sobą korespondują. W 1957 roku poeci widywali się w stolicy Francji. Różewicz wspominał po latach: „Spotkałem wtedy w Paryżu poetę Czesława M., spotkaliśmy się trzy razy. On przejrzał na wylot moją martwotę, powiedział w pewnej chwili »patrzę na pana i martwię się o polską poezję… przecież Pana nic nie obchodzi… Pan nie widzi Paryża…« mówił to z troską, ze współczuciem… mówił do mnie jak Starszy Brat. M. nigdy się nie dowie, że był dla mnie Starszym Bratem… to była miłość braterska, jedyna w swoim rodzaju miłość, na którą składają się podziw zazdrość oczekiwanie rywalizacja duma…” Miłosz zapisuje w amerykańskim notatniku (fragment ten przytacza w swojej książce Andrzej Franaszek): „w Polsce mieszka poeta nieznany poza swoim krajem, Tadeusz Różewicz. Ró-że-wicz. Dla mnie wcale nie abstrakcja, jego nos, jego oczy, jego ramię, przeciąga się teraz, płucze zęby czy je śniadanie. I od wielu, wielu lat pomiędzy mną i nim więź szczególna, taka że w różnych okolicznościach zapytuję siebie: a co w tej chwili robi Różewicz, nawet dzieląca nas przestrzeń mało przeszkadza, jakby miłość, choć rozmawiałem z nim nie więcej niż dwa razy”. Wcześniejsza korespondencja obu twórców koncentrowała się na zagadnieniach związanych z warsztatem poetyckim. Na takim tle tym mocniej wybrzmiewają przytoczone słowa — traktujące o relacji, którą można by nazwać głęboko osobistą, intymną, braterską…

Jan Stolarczyk: Dla jasności sprawy czynię zastrzeżenie: nie jestem uczonym filologiem ani znawcą dzieł mistrzów, tylko wydawcą, który musi czytać, a czytając, stara się rozumieć.
Wątek braterstwa… Pierwsza sprawa: dla obu było jasne, że wojna poraziła świadomość, a w jej ruinach legł także język. Szczególnie silnie odczuwał to Różewicz. Według niego w zasadzie pozostał alfabet, słowa określające najprostsze związki międzyludzkie i rzeczy niezbywalne w codzienności. No i ewangeliczne cnoty „wiara, nadzieja, miłość” jako podstawa aksjologiczna. Zaczął się pierwszy dzień stworzenia, bez Boga, w niepewności i poczuciu szczególnej odpowiedzialności za słowo, bo przecież od tych pierwszych poruszeń języka zależeć będzie forma prawdy w nowym świecie. Należy odrzucić stare nawyki, tropy poetyckie i w ogóle wszystko, co tchnie rutyną. Tytuł Niepokój ściśle przylega do wyrażonych w tomie treści. W Pieśniach Adriana Zielińskiego i w Głosach biednych ludzi pojawiają się sygnały zmian − nie tak radykalne. Po latach Miłosz powiedział, że zależało mu na ustanowieniu formy poetyckiej dopuszczającej do głosu świadomość. Dość istotna różnica polega na tym, że Różewicz (pomijając pierwociny przedwojenne) dopiero teraz ustanawiał swój głos, a Miłosz, którego mistrzem był Oskar Miłosz, zdążył urobić rudymenta swojej poetyki, retorykę przed wojną, miał więc swój „garb” literacki. Łączyło ich odczucie, że totalna wojna zmieniła zasadniczo stosunek do języka: uświadomiła, że w jego retorycznych uzwojeniach lęgło się „jajo węża” − zbrodnicze zło. Silne uobecnienie zła u Różewicza wynika właśnie z doświadczenia wojennego, natomiast u Miłosza płynie z zupełnie innej strony ­− z dziecięcej obserwacji przemocy w przyrodzie, dopiero na to tło nakłada się zło wojny przejawione w najwyższej formie i w skali masowej. Druga sprawa to głęboko przeżywana przez obu obecność/nieobecność Boga…

PD: U Różewicza od samego początku, od Ocalonego

JS: …pytanie o Boga, a w związku z nim − skąd zło. Choć zdaje mi się, że Różewicza gryzie nie tyle istnienie czy nieistnienie Boga, ale skutki tego w ludzkim życiu. Dlatego zapewne nie ma on rozwiniętego zmysłu metafizycznego, ale szczególne wyczulenie etyczne.
Wątek Starszego Brata… Należy tu przypomnieć braterską miłość Tadeusza i Janusza Różewiczów. Ostatni raz widzieli się na Wielkanoc 1943 r. Z powściągliwych opowieści Janusza, oficera wywiadu AK, młodszy brat pojął, w jakim żyje on niebezpieczeństwie. Bał się o niego. Wtedy właśnie umówili się, że gdyby wojna ich pogubiła, przez najbliższe trzy lata po niej, któregoś tam dnia i miesiąca…

PD: …będą na siebie czekać…

JS: …pod pomnikiem Mickiewicza w Paryżu. Te fakty są już dobrze znane. Kiedy w 1957 r. Różewicz przyjechał do Paryża, nie szukał pomnika Mickiewicza… więziła go pamięć o zamordowanym bracie. Zanotował wtedy, że patrzy na to miasto jakby pośmiertnie. I Miłosz współczująco przeniknął jego przygnębienie, co Różewicz ze wzruszeniem odnotował. A przecież nie jest to człowiek skory do objawiania uczuć. Zresztą Miłosz-emigrant w tym czasie sam nie czuł się tęgo. Wieszcz Adam patronował jednak w Paryżu Różewiczowi,  który przypadkowo zamieszkał w małym hoteliku na rue de Seine, gdzie − naprzeciwko − Mickiewicz pracował w 1934 roku nad korektami Pana Tadeusza. Dziwny dość splot sytuacyjny. Dla obydwu poetów spotkanie było poruszające, stan psychiczny obu nazwałbym „otwartą raną”, łączył ich pewien rodzaj braterstwa świadomości, osamotnienia czy poczucia osobności w stosunku do świata. To było ich drugie widzenie.

PD: Różewicz niejako podstawił Miłosza w miejsce Janusza…

JS: Tak, nastąpiło podstawienie. Pojawia się Miłosz, a w tle jest nieobecny Janusz, też poeta. Takie przeżycia zostawiają ślad w psychicznej pamięci. Miłosz był jakby Starszym Bratem, w pewnym stopniu odbiciem jego, Tadeusza, świadomości. Fotografia na okładce pierwszego wydania książki Nasz Starszy Brat, pokazuje szczęśliwego, chłopięcego Tadeusza, przy statecznym, męskim bracie podchorążym. Zdjęcie uchwyciło pełnię radości…

PD: To było też pierwszeństwo Janusza w poezji. Janusz Różewicz drukuje wiersz Modlitwa żołnierza [Żołnierz modlący się] w przedwojennej antologii Frydego i Andrzejewskiego.

JS: Janusz był jego mentorem, wtajemniczał go w tajniki poezji. Zachowała się dedykacja Janusza na Wierszach wybranych Staffa pouczająca, jakie warunki powinna spełniać poezja, aby uznać jej wielkość. I teraz, w mitycznym dla obu Paryżu, spotyka Miłosza.

PD: Ja bym może jeszcze jedno dodał. Mianowicie fakt, że oni obaj − Miłosz i Różewicz −  świadomością górują nad otoczeniem, tzn. każdy z nich czuje się w pewnym sensie jak obcy…

JS: Tak, i są poza układami literackimi. W Paryżu Miłosz żył na uboczu, niepewny przyszłości. Kraj z nim w zasadzie zerwał, a emigracja nie chciała uznać za swego, zresztą on sam nie kwapił się do niej. Różewicz pozostawał poza wszelkimi tzw. układami, mieszkał na prowincji.

PD: Chciałem teraz zaproponować taki wielki skok, z początku — na koniec. Świadomość związku między twórczością Miłosza i twórczością Różewicza przez długie lata w literaturoznawstwie nie istniała. Przyczyn takiego stanu rzeczy było co najmniej kilka, ale przede wszystkim miał na to wpływ fakt, że w kraju Miłosz długo pozostawał poza obiegiem oficjalnym, stąd też w pracach na temat Różewicza nie bardzo można było o Miłoszu wspominać. Tymczasem jeden z ostatnich tomów Różewicza, redagowane przez pana Wyjście, pokazuje, jak intensywny stał się dialog między poetami. Wyjście jest w zasadzie zakamuflowaną odpowiedzią na późną twórczość Miłosza. Czy rzeczywiście tom ten miał pierwotnie nosić tytuł To i owo, czyli w sposób oczywisty odsyłać do Miłoszowskiego To? Parę miesięcy temu rozmawialiśmy o tym we Wrocławiu.

JS: Trzeba przypomnieć jednak, że od czasu Niepokoju (1947) o relacjach twórczych między nimi można mówić dopiero od wiersza poeta emeritus z 1996 r. Poeta emeritus odnosi się tyleż do samego autora, co do Miłosza. Takim samym portretem podwójnym jest chyba taki to mistrz. Współadresata wskazuje wzmianka o Warszawie, aniołach i zwrot „zaciemnia aby wyjaśniać”. Ze strony Różewicza drugim odnośnikiem była Sława drukowana w prasie w 1999 r. W tym zabawnym, autoironicznym poemacie po zapytaniu dziennikarki, jak bohater przyjął wiadomość o nagrodzie Nobla dla Miłosza, padają znaczące słowa… muszę je dokładnie zacytować: „po 50 latach/ zadedykowałem Miłoszowi wiersz/ poeta emeritus// to mu pan przyłożył! panie Tadziu!// nie przyłożyłem tylko poświęciłem”. Różewicz dokładnie wskazuje upływ półwiecza. No i warto zauważyć tu odgłos uproszczonej czy plotkarskiej opinii o „przyłożeniu”. Jakieś jady w „środowisku” wisiały, próbowano poróżnić obu mistrzów. Miłosz w liście z 1998 r. do młodszego kolegi napisał: „Żadnych plotek ani oczernień”.
Początkowo pan Tadeusz zamierzał dać nowemu tomikowi tytuł To i owo, brał też pod uwagę warianty. Zachowały się jego rysunki okładkowe. Autorzy przymierzają różne tytuły do zawartości książki, zanim przyjmą ich zdaniem najlepszy. Ale nie byłby to właściwy tytuł, nazbyt ograniczałby kapitał tomu. Został więc szybko zmieniony na Wyjście. Powiedziałem panu Tadeuszowi, że trochę pożegnalnie to brzmi i dodaliśmy na ostatniej stronie dalszą część tytułu: …i wejście. No i chyba tytuł powinien być taki: Wyjście… i wejście. Taki zapis kilka razy widziałem. W tej anegdocie istotne jest, jak silnie objawił się pierwiastek polemiki, dialogu z To. Najwyraźniej wskazuje on na intensywność i żywotność związku z Miłoszem. Towarzyszyła mu − jak zwykle, kiedy własne rysy rozpoznaje się w kimś innym − aura lekkiego rozdrażnienia. Miłosz miał chyba podobne odczucie.

PD: Niewątpliwie tak, w liście do Neli Micińskiej pisał: „Noszę w sobie całe piekło Różewicza”. W Notach o Różewiczu przyznawał: „Z Różewiczem nie łatwo się uporać, skoro jest on w każdym z nas, łącznie z jego romantyzmem i dwiema utopiami. Przecie całą swoją twórczością idzie śladami Biblii. Rajski ogród i wygnanie po zjedzeniu jabłka z drzewa wiadomości, cierpienia wygnańców, oczekiwanie − przynajmniej końcowej sceny, kiedy nieba się zwiną i nastąpi Sąd. Każdy, kto mówi o nim, boryka się też ze sobą, i właśnie ta cecha jego poetyckiego dzieła, że umie ono przekazywać ważną treść skuteczniej, niż zrobiłby to dyskurs, przesądza o miejscu tego poety w polskiej literaturze”. Miłosz zmagał się z różewiczowską cząstką samego siebie, nieustannie zakładał protest, jakby obawiał się, że „ciemna” strona w nim zwycięży. Podobny problem miał z Beckettem, z Larkinem.
Dialog obu poetów stał się szczególnie intensywny w ostatniej dekadzie minionego wieku. W 1999 r. − po czterdziestu dwóch latach – doszło do spotkania Miłosza i Różewicza. Zorganizowała je Renata Gorczyńska. Później, w roku 2000, wyszło To, w którym są dwa wiersze poświęcone Różewiczowi: Unde malum i Różewicz

Całość w najnowszym numerze dwumiesięcznika "Topos". 



Jan Stolarczyk - ur. w 1947 r.; redaktor naczelny Wydawnictwa Dolnośląskiego (1987-2007), wydawca wielu serii książek (m.in. A to Polska właśnie, Biblioteka Pisarzy Żydowskich, Poza horyzont), redaktor i wydawca dzieł m.in. A. Falkiewicza, Z. Herberta; od 1988 do dziś redaguje i opracowuje wszystkie nowe książki T. Różewicza (również kolejne tomy Utworów zebranych); redaktor Słojów zadrzewnych i kurator spuścizny pisarskiej T. Karpowicza (przygotowuje edycję jego dzieł zebranych); mieszka we Wrocławiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz