sobota, 19 czerwca 2010

Rozmów o Miłoszu ciąg dalszy


Na pytanie o aktualność Miłosza, zadane w poprzednim poście, udzielono kilku interesujących odpowiedzi. Dziękuję wszystkim uczestnikom owej mini-dyskusji, szczególnie że znaleźli się wśród nich poeci urodzeni w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych (Piotr Gajda, Artur Nowaczewski, Robert Rutkowski) oraz badacze literatury (Wiesław Przybyła, A. Nowaczewski). Wypowiedziała się także reprezentantka najmłodszego pokolenia świadomie czytających poezję, pani Aleksandra Pawłowska, studentka polonistyki UŁ. Głosy te pobieżnie zreferuję, po czym podejmę próbę sformułowania wniosków.

Nie ulega wątpliwości, że jest autor Trzech zim poetą powszechnie znanym. Większość spośród zabierających głos przyznała się do fascynacji jego twórczością. Szczególnie entuzjastyczne są opinie Wiesława i Artura. Pierwszy stwierdza: "zawsze uważałem go - obok Leśmiana i Iwaszkiewicza - za najważniejszego polskiego pisarza XX wieku" i jako najistotniejszą właściwość tej twórczości wymienia imponującą "rozległość poszukiwań" ideowych, filozoficznych, artystycznych, "nawet prozodyjno-metrycznych", podkreśla intelektualną niezależność poety, odwagę w podejmowaniu zagadnień dotychczas słabo obecnych w literaturze polskiej (sądzę, że ma tu na myśli m.in. wspomnianą przez Roberta Rutkowskiego Ziemię Ulro, za sprawą której zadomowili się u nas Swedenborg i Blake). Drugi z wymienionych autorów przyznaje, że dzieło Miłosza miało bezpośredni wpływ na jego poetykę (mowa o debiutanckim tomie Artura Nowaczewskiego Commodore 64, inspirowanym Miłoszowskim cyklem Świat. Poema naiwne), wyraża jednak pogląd, iż poezja Miłosza podsumowuje wiek dwudziesty, przez co może się jawić jako ostatecznie zamknięty rozdział historii literatury. Podobna konkluzja zdaje się stanowić podstawę głosów Wiesława Przybyły ("jeden z największych poetów XX stulecia") i Piotra Gajdy ("jeden z ostatnich twórców przywracających "słowu poetyckiemu [...] należną mu rangę"). Jak się zdaje, w obu przywoływanych opiniach zawarte jest imlpicite przekonanie o ściśle modernistycznym horyzoncie twórczości Noblisty, nie przystającym do współczesnego oglądu świata.

Robert Rutkowski wyznaje: "Miłosza czytuję niezwykle rzadko, zdecydowanie bardziej przemawia do mnie poezja Herberta czy Różewicza". I tu muszę ponownie postawić pytanie: dlaczego właśnie Różewicz i Herbert (jako "uczeń" autora Niepokoju?)? Zestawienie tych poetów wydaje mi się problematyczne, ale i frapujące.

W artykule Dzieci i wnuki Miłosza ("Dekada Literacka" 2009, nr 4) Marta Wyka wspomina, że autor Pieska przydrożnego wielokrotnie podkreślał własną umiejętność nieulegania "dezintegracji". Tymczasem właśnie świadomość wszechogarniającej dezintegracji, "płynności" (termin wprowadzony przez Zygmunta Baumana)charakteryzującej współczesność stanowi jeden z fundamentalnych wyróżników naszego, tzn. ludzi urodzonych w drugiej połowie XX wieku, modelu percypowania rzeczywistości.

Kolejną kwestią godną dyskusji jest aktualna orientacja polskiej poezji, z wciąż wyraźnym przechyłem "awangardowo-lingwistycznym". Gdyby zastosować do teraźniejszości klasyczny już (i zapewne nieaktualny) dwubiegunowy ogląd lirycznego uniwersum ("biegun Przybosia" i "biegun Miłosza") wprowadzony przez Jana Błońskiego, większość głośnych dziś nazwisk trzeba by zapisać po stronie autora Póki my żyjemy.

Na koniec pozostaje mi zadać kolejne pytanie - z nadzieją, że odpowiedzą na nie zarówno zaprzyjaźnieni z autorem bloga poeci, osoby piszące o literaturze, jak i tzw. szeregowi czytelnicy: Gdybyście Państwo mieli wskazać kilku klasyków powojennej liryki, którzy mają decydujący wpływ na Wasze rozumienie roli poezji i poety, jakie nazwiska wymienilibyście?

Proponuję PLEBISCYT. Każdemu z wymienionych twórców można przyznać od 0 do 10 punktów. Można także dopisywać nazwiska spoza listy (kolejność alfabetyczna):
1. Stanisław Barańczak
2. Miron Białoszewski
3. Julia Hartwig
4. Zbigniew Herbert
5. Czesław Miłosz
6. Julian Przyboś
7. Tadeusz Różewicz
8. Jarosław Marek Rymkiewicz
9. Wisława Szymborska
10. Adam Zagajewski

5 komentarzy:

  1. Dlaczego zestawienie Różewicza i Herberta wydaje Ci się problematyczne? Dla mnie ci poeci „nie gryzą się”. W moich prywatnych, czytelniczych poszukiwaniach ideałem byłby poeta będący „wypadkową” właśnie tych dwóch propozycji widzenia świata i literatury.

    Poniżej moja punktacja:

    1. Stanisław Barańczak - 3
    2. Miron Białoszewski - 9
    3. Julia Hartwig - 8
    4. Zbigniew Herbert - 10
    5. Czesław Miłosz - 7
    6. Julian Przyboś - 9
    7. Tadeusz Różewicz - 10
    8. Jarosław Marek Rymkiewicz - 0
    9. Wisława Szymborska - 8
    10. Adam Zagajewski - 0

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o poetykę, język, zakres środków formalnych stosowanych przez Różewicza i Herberta, absolutnie rozumiem stwierdzaną w lekturze bliskość. Wybór tych dwóch nazwisk jest więc całkowicie zrozumiały, o ile spojrzeć na niego od strony warsztatowej. "Problematyczność" zaczyna się dla mnie, gdy podejmujemy rozmowę o ideowym zapleczu obu poetów, ich wizji kultury - szczególnie jeśli wziąć po uwagę spojrzenie każdego z nich na problem continuum tradycji europejskiej. Choć i tutaj można dopatrzyć się pokrewieństw ponad różnicami. Jeśliby posłużyć się dużym uproszczeniem, można by rzecz podsumować następująco: Różewicz opisuje krach kultury śródziemnomorskiej, zbiera szczątki; Herbert - mimo wszystko - jest w tej kulturze głęboko zanurzony, w pewnym sensie podejmuje wysiłek jej odbudowywania po i w trakcie kataklizmów totalitarnych.
    Oczywiście, jak każde naprędce sformułowane uogólnienie, moja argumenty mogą się okazać nietrudne do podważenia.
    Ciekaw jestem, co to tym myślisz, Robercie. Jak widzisz bliskość Herberta i Różewicza. Myślę, że masz rację pisząc, że ideałem byłaby może "wypadkowa". Choć ja widziałbym tu miejsce również dla Miłosza.
    Łączę serdeczne pozdrowienia i podziękowania za głos!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przemysławie, Różewicz i Herbert są chyba bliżsi ideowo, niż może się nam wydawać. Tę bliskość rozumiem następująco: Różewicz rozpaczliwie poszukuje "greckich kolumn", zawsze był w drodze do trudnego "Śródziemnomorza" - mimo wielu tragicznych i farsowych rozczarowań współczesnością. Z kolei Herbert apelujący, "abyśmy mimo wszystko byli stróżami naszych braci", wyruszył spod tych kolumn i zalękniony, zawstydzony, oddalał się od nich, oddalał, gdzieś tam mu one w pomroce majaczyły, wystarczyło tego na parę świetnych wierszy "klasycyzujących", i już z duszą na ramieniu gotową do odlotu stawał się znikomkiem cywilizacji europejskiej. W słownej rzeźbie obaj byli intelektualnymi nudziarzami, choć Herbert miał przebłyskującą od czasu do czasu zdolność budowania obrazów i konkretyzowania wizji. Moje zdanie jest takie - z Różewicza nie zostanie prawie nic, z Herberta paręnaście wierszy (to dużo!) - zwłaszcza z tomu "Rovigo". Ale tak to jest, kiedy z liryki robi się narzędzie rozumowego koncypowania, a nie wybuch wulkanu. Zaczął nieudaczny poeta Norwid, a ta reszta Gąsiorowskich, Herbertów, Różewiczów kończy marsz upadłej mowy poetyckiej. Mowy tak cudnie odnowionej przez śp. Czesława Miłosza! Świetnie, że jeszcze jest Jarek Marek Rymkiewicz, że Robert Miniak napisze coś ładnego, że Jurek Fryckowski zaśpiewa o swoim życiu. Prowokuję nieco, ale mam dosyć nadętych nudziarzy, dłubiących w swych rachitycznych frazach! Panowie – poczytajcie Boskiego Juliusza Słowackiego.
    A teraz ranking zaproponowany przez Przemysława:
    1. Stanisław Barańczak - 4
    2. Miron Białoszewski - 8
    3. Julia Hartwig - 6
    4. Zbigniew Herbert - 5
    5. Czesław Miłosz - 10
    6. Julian Przyboś - 10
    7. Tadeusz Różewicz - 3
    8. Jarosław Marek Rymkiewicz - 10
    9. Wisława Szymborska - 6
    10. Adam Zagajewski - 0

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesławie, pojmuję tok Twego błyskotliwie "zacietrzewionego" rozumowanie, ale fundamentalnie się z nim nie zgadzam! Odgrzałeś stary spór między "wizją" i "równaniem". Jestem głęboko przekonany, że w poezji zawsze będzie miejsce dla obu opcji, więcej - jedna bez drugiej nie może istnieć. Dziś, przyznaję, sam widzę się zdecydowanie bardziej po stronie Różewicza (przed laty lepiej trafiał do mnie Miłosz). Myślę, że to nade wszystko kwestia procesu, który roboczo (zgodnie z poetyką bloga) określiłbym jako spłaszczenie i rozproszenie zdolności percepcyjnych, "migawkową nerwicę" ponowoczesności. Zgadzam się z Różewiczem, iż zadanie poety polega na dawaniu świadectwa bycia w ściśle określonym tu i teraz, na realizowaniu "wczesności", jak rzekłby Norwid. Nie wolno nam uciekać od rzeczywistości, musimy poszukiwać własnych środków wyrazu, adekwatnych, pozwalających choćby nakłuć świat w tej a nie innej fazie. Stąd po Mickiewiczu i Słowackim konieczny był Norwid, a po Miłoszu - autor "Niepokoju".
    Ileż u tego ostatniego wierszy wspaniałych, bolesnych, pozwalających nam się w nich przejrzeć, zrozumieć własną nędzną kondycję. Choć, oczywiście, rozumiem - niemożliwą dziś do spełnienia w wierszu - tęsknotę za całością.
    Na koniec - jako argument - jeden z doskonałych Różewiczowskich tours de force:

    Walka z aniołem

    Cień skrzydeł rósł
    anioł zapiał zanucił
    a jego wilgotne
    nozdrza dotykały
    moich oczu ust
    walczyliśmy na ziemi
    ubitej z gazet
    na śmietniku gdzie
    ślina krew i żółć
    leżała wymieszana
    z gnojem słów


    cień skrzydeł rósł
    a były to skrzydła
    dwa
    od ucha do ucha ogromne
    różowe
    po obu stronach głowy
    wśród chmur
    odchody nasze pokryły
    boisko
    zmógł mnie wreszcie
    skrępował olśnił oślinił
    słowem i gawędząc
    optymistycznie
    wstępował w niebo poezji
    złapałem go za nogę
    spadł na mój śmietnik
    pod mur
    tu jestem
    istota człekokształtna
    z wybitymi na światło
    oczami

    1959

    Wieśku, czekam Twojej odpowiedzi...

    OdpowiedzUsuń
  5. W mojej ocenie, w rankingu zdecydowanie brakuje Grochowiaka. Zapewne z powodów "dydaktycznych" na ogół przedstawiany jest on jako turpista, tymczasem często zapominamy, że był to artysta zafascynowany formą, szukający inspiracji w dawnym malarstwie, niezwykle kunsztowny i - na swój sposób -klasycyzujący. W jego twórczości- pozwolę sobie na autorytatywne stwierdzenia- najważniejsze jest nie tyle "zarażenie śmiercią", co - jak u wielu wybitnych ludzi sztuki-wadzenie się z Bogiem, niezgoda na przemijanie, przewrotna czy nawet perwersyjna ale niezmienna afirmacja człowieczeństwa. Znawcy przedmiotu opatrzyli to wszystko nazwą "mizerabilizm". Właśnie tak- Grochowiak zasługuje na uwagę, nie jako turpista, ale mizerabilista, zapatrzony w klasyczne piękno dawnych mistrzów. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń