piątek, 29 września 2023

Nowe wiersze we wrześniowym numerze "Twórczości"

 

 

Am Nehr

 

Obłoki białe wzdłuż błękitu

Nieczułą dłonią przesuwane,

Liście i trawy, które ostry

Prześwietla w porze świtu promień,

 

Grające w łąkach senne świerszcze

Z suchym brzemieniem na odwłokach,

Mrówki idące w karawanach,

Gdzie ciemnym światłem świecą błota,

 

Bydło wśród pól po ścieżce wąskiej

Kroczące skądś od wodopoju

Z goryczą tamtej wody w pyskach

I parujące góry gnoju,

 

Ludzie na moście – w czarnym nurcie,

Co w głębi zimnym ogniem płonie,

Odbite twarze, które nigdy

Już nie zostaną powtórzone.

 

 

Tren dla Julie Wohryzek

 

mieliśmy przecież

jechać do Monachium

pamiętasz miła w lutym

może w marcu

 

lecz najpierw miał być

bardzo cichy ślub

nowe mieszkanie

na Vršovicach

skąd starą Pragę

widać niemal równie

dobrze jak z Vinohradów

to się nam także

wyśliznęło z rąk

jakże się żenić

bez własnego kąta

 

już umówieni

z planami na przyszłość

byliśmy blisko

tak straszliwie blisko

że byle pretekst

okazał się dobry

by wszystko skończyć

 

lepiej by było

do Monachium ruszyć

gdzie nocą dzwonią

grubo rżnięte kufle poeci

biorą rządy w wątłe dłonie

i gdzie bezkształtne nowe

czeka życie

 

trzeba nam było w pociąg

wsiąść i jechać i wszystko robić

jak kiedyś w Schelesen

być jak dwie strony

tej samej monety szczęście

cierpienie w niemożliwym

splocie w Schelesen w Pradze

bywaliśmy wolni

nocą w zaułkach w dzień

na leśnych ścieżkach

i w Černošicach

na brzegu Berounki

gdy dłoń twą małą

trzymałem w mej dłoni

 

teraz gdzież jesteś

gdzie proch z twego ciała

które lubiło puder operetkę

kinematograf komedie

i żarty śmierć pogodziła

nasze dwa bieguny

 

o miła moja

lekcję hebrajskiego

chętnie opuszczę

abym mógł się pławić

w twym słodkim jidysz

 

byleby tylko byleby

nam nigdy na myśl

nie przyszło jechać

do Monachium

 

Kierling 1924 – Auschwitz 1944

 

 

Bolesław Leśmian idzie Cegielnianą

 

Pamięci Autora Umschlagplatzu

i Końca lata w zdziczałym ogrodzie

 

Bolesław Leśmian idzie Cegielnianą.

Jesionkę strasznie ma poprzecieraną.

 

Kapelusz zsunął na pochmurne czoło.

Trochę mu smutno, trochę jest wesoło.

 

Wie skądś, że idzie w stronę własnej śmierci.

Już mu byt-niebyt dziurę w głowie wierci.

 

Już go coś w kościach łamie, głowa pęka –

Taka marszruta to jest istna męka.

 

Bolesław Leśmian idzie w stronę Boga,

Lecz Bóg się sprytnie po podwórkach chowa.

 

Nie każ nam, Panie, wciąż czekać na Ciebie,

Potrzebny jesteś tutaj, nie tam w niebie.

 

Gorzka i ciemna jest w twą stronę droga.

Tam, gdzie Park Śledzia, płonie synagoga.

 

Ale Bóg milczy, znak daje milczeniem,

Ciszą rozmawia ze swoim stworzeniem,

 

Przemyka chyłkiem, wódkę pije w szynku,

Ma jakieś sprawy na Bałuckim Rynku.

 

Mówią: skupuje suche pajdki chleba,

Nie płaci wiele, tyle ile trzeba.

 

Ma milion rumek w przetartej poszewce,

Jest całkiem chudy, bardzo się mu jeść chce.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz