[źródło tekstu: "Twórczość" 2023, nr 4]
Góry zamkowej nie było prawie wcale widać, otoczyły ją mgły i mrok, nawet najsłabsze światełko nie zdradzało obecności wielkiego zamku. K. stał długo na drewnianym moście, wiodącym z gościńca do wsi, i wpatrywał się w pozorną pustkę na górze.
(F. Kafka, Zamek, przeł. K. Radziwiłł i K. Truchanowski)
Dwie rodzone siostry Franza Kafki spędziły w getcie Litzmannstadt dziesięć miesięcy. Wyobraźnia i język prześlizgują się po powierzchni tego czasu i kapitulują.
Jak wyglądał dzień powszedni Gabriele i Valerie? Chodziły tymi tu ulicami, którymi i ja chodzę, spotykały się z jakimiś ludźmi, jak i ja się spotykam, z kimś wymieniały informacje i spostrzeżenia, czytały te same co wszyscy ogłoszenia, rozporządzenia, obwieszczenia. I powoli nasiąkały nicością.
Próbuję odnaleźć jakiś ślad po nich wśród zapisków sprawozdawców i świadków. Są gdzieś tutaj, obie – na marginesach, na obrzeżach, w głębokim cieniu. Między wierszami suchych narracji, sprawozdań, relacji. To dzięki tym notatkom odsłania się na chwilę – niczym niewielki skrawek mapy nieomal dziewiczego, nieznanego lądu – jeden czy drugi fragment ich życia.
1 grudnia 1941 roku, niespełna miesiąc po tym, gdy do L. dotarł piąty i ostatni z praskich transportów, ludność getta liczyła 163 tysiące 623 mężczyzn, kobiet i dzieci. Był to najwyższy odnotowany stan osobowy od dnia zamknięcia wydzielonej przez Niemców dzielnicy żydowskiej.
Zakwaterowani w byłym szpitalu pediatrycznym przy Hanzeatenstrasse Elli Hermann, jej córka Hanna, zięć Arnošt i jego rodzice w połowie grudnia muszą się przeprowadzić do budynków przy Franzstrasse 13 i 15. Dla najstarszej z sióstr Kafka jest to chyba informacja dobra – sto, może dwieście metrów stąd, pod numerem 29, zakwaterowano tysiąc osób z czwartego transportu praskiego, między innymi Valli i jej męża Josefa. W Pradze mieszkania Hermannów i Pollaków przy ulicach Bílka i Vězenskiej dzieliła podobna odległość. W L. w takiej bliskości mieszkać będą przez trzy miesiące, aż do likwidacji kolektywów – 12 marca 1942 Valerie i Josef przeprowadzą się do jednopokojowego mieszkania przy Franzstrasse 67. 5 maja Gabriele opuści kamienicę nr 13 i zamieszka przy Gnezenestrasse 1a.
Czy przez te pierwsze miesiące zdołali – jak tego żądał prezes Rumkowski – „zaaklimatyzować się przez całkowite podporządkowanie się tutejszym prawom i zwyczajom”?
W „Biuletynie Kroniki Codziennej” powtarzają się informacje o samobójstwach. Pierwsze tego rodzaju doniesienie dotyczące przyjezdnego z Pragi pojawia się bodaj w listopadzie – zmarły nazywa się Pollak, jak szwagier autora Procesu. W marcu luminalem trują się prażanie Wiktor i Daisy Heller, z okien rzucają się Elza Benda (piąty praski kolektyw) i „wygnanka z Pragi” Julia Altschul. Hellerowie zostawiają list pożegnalny, w którym mowa o „chorobie i udrękach życia” jako przyczynie desperackiego czynu. O 63-letniej Altschul kronikarz pisze, że „zdradzała objawy rozstroju nerwowego, spowodowanego ostatnimi przejściami”.
„Ostatnie przejścia” i „udręki życia” są także udziałem Elli, Valli oraz ich bliskich. Od stycznia trwają wysiedlenia z zamkniętej dzielnicy żydowskiej. W czterdziestu transportach Niemcy wywożą do obozu zagłady w Kulmhof am Nehr (przed wojną: Chełmno nad Nerem) przeszło 44 tysiące ludzi. By zaprzeczyć podejrzeniom, 12 kwietnia odwiedza getto oficer podający się za komendanta placówki, o której mówi stugębna plotka. Z „Biuletynu Kroniki Codziennej”: „Obóz mieści około 100 000 Żydów, z czego wynikałoby, iż poza wysiedlonymi z getta […] skoncentrowano w tym obozie Żydów i z innych miast”, do ich dyspozycji oddając „stosunkowo przyzwoicie urządzone baraki, a nawet i meble. Zaprowiantowanie obozu jest podobno wzorowe, zdolni do pracy zatrudnieni są […] przy naprawie szos i przy robotach rolnych”.
W pierwszej połowie maja rozpoczynają się wysiedlenia Żydów zachodnioeuropejskich. W ciągu dwóch tygodni w Kulmhof Niemcy zamordują niemal 11 tysięcy osób. Irene Hauser, wygnanka z Wiednia, zapisuje w swoim dzienniku: „Rzekomo wysiedlonych stąd […] zagazowano, a więc zniszczono”.
3 czerwca na dziedzińcu zamienionego w magazyn kościoła NMP, obok którego wznosi się jeden z drewnianych mostów łączących poszczególne części getta, parkują ciężarówki wypełnione używaną odzieżą. To ubrania przywiezione z obozu w Chełmnie.
Myślę o Elli i Valli, próbując wyobrazić je sobie, gdy opuszczają swoje ostatnie, ciasne pokoje, dzielone z podobnymi do nich cieniami ludzi. Jest 10 września 1942, jeden z dni tzw. Wielkiej Szpery. Getto rozbrzmiewa krzykiem i płaczem. Elli kładzie klucz na stole, naciska klamkę i wychodzi na ulicę Gnieźnieńską, tam, gdzie już stoją pozostali. Valli zbliża się do okna i lekko uchyliwszy firankę spogląda na podwórko przy Franciszkańskiej 67.
Dalej, za rampą z desek wysokich na dwa i pół metra, grzały się ciężarówki.
Kulmhof am Nehr, pozostałości po pałacu. Na wprost zarys korytarza
widziany z miejsca, gdzie stała ciężarówka. [fot. P.D.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz