piątek, 3 lutego 2023

Ulica Rymkiewicza

 

 

Jarosław Marek Rymkiewicz w łódzkim mieszkaniu, lata 50. XX w.


[...] Dzieci, Alinka i Jarek, zapisane zostały do szkoły – była to jednolita jedenastoletnia  placówka pedagogiczna działająca pod patronatem Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci; mieściła przy ulicy Cegielnianej 26 (dziś Jaracza 26), naprzeciwko Teatru Wojska Polskiego (dziś Teatr im. Jaracza).

Kiedy po raz pierwszy czytałem zamieszczony w książce Jacka Trznadla Hańba domowa dialog z autorem Wielkiego Księcia, byłem przekonany, że jest tam mowa o szkole przy ulicy Rewolucji 1905 roku; lecz gdy przed ośmioma laty z okładem wysłałem Ewie i Jarosławowi Markowi Rymkiewiczom współczesne widoki ulic Rewolucji 1905 i Więckowskiego, przy której sam mieszkam, okazało się, że chodzi o wzniesionych w latach międzywojennych budynek przy Jaracza. Z listu, który wtedy otrzymałem, dowiedziałem się, że marszruta dziesięcioletniego Jarka, kiedy z domu przy Żeromskiego 21 dotarł już do najbliższego skrzyżowania, wyglądała następująco: „szedł do szkoły Więckowskiego (Śródmiejską), przecinał Gdańską, Zachodnią, Piotrkowską”. [...]


W 2014 roku Ewa Rymkiewiczowa pisała, że w nowym zbiorze wierszy jej męża znajdzie się powstały niedawno tekst o wędrówce wzdłuż niegdysiejszych ulic Śródmiejskiej i Cegielnianej (później Więckowskiego i Jaracza). W liście z Milanówka nie było jednak ani słowa o szkole – mowa była o „drodze do śmierci”. Dokładnie: „[Jarosław] napisał o tej drodze do śmierci oktostych”.

Ulica Rymkiewicza (Więckowskiego). Widok w stronę ul. Żeromskiego.
Wiersz *** [Śniło mi się, że idę do szkoły…] stanowi uderzający dowód na to, jak literatura, przede wszystkim poezja, potrafi oczyścić konkretne wydarzenia, miejsca, postaci z ich życiowej przypadkowości i przenieść je w obręb symboliczno-eschatologicznego uogólnienia. Na przestrzeni ośmiu trzynastozgłoskowych wersów dokonuje się przemiana jednostkowego w ogólne – nawet wymieniona z nazwy Piotrkowska została tu umieszczona na planie miasta tylko częściowo z Łodzią tożsamego (tak jak miasto ze Sklepów cynamonowych nie jest identyczne z rzeczywistym Drohobyczem, a miasto z Procesu – z Pragą). „Akcja” dzieje się in illo tempore. Przestrzenią dla „wydarzeń” są (nie)wykluczające się sfery „nigdy i zawsze” (T.S. Eliot, Little Gidding). Czas został „wyniesiony ponad czas przez czas” (C. Miłosz, Traktat poetycki).

Czytam oktostych z tomu Koniec lata w zdziczałym ogrodzie razem z tytułowym tekstem z książki Ulica Mandelsztama. „A gdzie jest ta ulica nie ma tej ulicy” – tak się zaczyna ów wiersz o mordującej swoich największych poetów Rosji enkawudzistów, napisany w lipcu roku 1981.

Ulica Rymkiewicza (Więckowskiego). Widok w kierunku ul. Jaracza.

Jest druga połowa stycznia, dwa tygodnie do 3 lutego 2023, pierwszej rocznicy śmierci Jarosława Marka Rymkiewicza. W naszej kamienicy przy Więckowskiego mieszkają dziś dwie rodziny ukraińskie, świat wokół się zmienił i trwa w wojennym klinczu. Wychodzę w śnieżną zadymkę, w środek pierwszego od wielu tygodni rzeczywiście zimowego dnia. Staję w bramie, mniej więcej w połowie drogi, którą przed siedemdziesięciu paru laty przemierzał tamten chłopiec. I nagle zdaje mi się, że go dostrzegam – na chodniku po drugiej stronie ulicy. Stoi tam, za spływającą z nieba białą zasłoną. Puer senex o twarzy dziesięciolatka i oczach, które – jak oczy Pacholęcia z arcypoematu Antoniego Malczewskiego – wszystko widziały. Wywikłał się z objęć czasu, znalazł się poza jego granicami, jest już tam – w niemijającym teraz, gdzie wszystko, co po tej stronie zwykliśmy nazywać „dawnym” lub „nowym”, dzieje się równocześnie.

Na rogu Piotrkowskiej i Śródmiejskiej jakiś ruch, z kawiarni „Astoria” Niemcy wyprowadzają żydowskich pisarzy i ustawiają ich w szeregu. Odmaszerowują w stronę placu Wolności, skąd słychać huk eksplozji – to pomnik Kościuszki wali się na bruk. Zasłoniwszy sobie uszy, chłopiec odwraca twarz w przeciwną stronę. Od Narutowicza spacerowym krokiem zbliżają się Jarosław Iwaszkiewicz i Paweł Hertz, ten pierwszy wymachuje zwiniętym w rulon egzemplarzem „Kuźnicy” i ściszonym głosem tłumaczy coś młodszemu przyjacielowi. Nieco dalej tłum młodzieży – zielone koszule, czerwone krawaty, pochodnie w dłoniach. Skandują zgodnie z rytmem wybijanym setkami obcasów na płytach deptaka: „A bas papa, vivat Stalin!”. Na budynkach po lewej powiewają czerwone flagi z hakenkreuzem, na budynkach po prawej czerwone flagi z sierpem i młotem. Od skrzyżowania Wschodniej z Cegielnianą nadjeżdża terenowy wóz – to działacze Akademickiego Związku Walki Młodych „Życie” jadą „w teren” na propagandową robotę przed referendum ludowym lub styczniowymi „wyborami” roku 1947, wśród nich świeżo upieczony członek miejscowego komitetu PPR Leszek Kołakowski. Chłopiec zatrzymuje się na rogu ulicy, tam gdzie dwadzieścia lat temu był antykwariat, a dziś jest jeden z kilkunastu w okolicy sklepów z „modą ślubną”, i ze smutkiem spogląda w stronę Północnej i Wolborskiej. Słup dymu unosi się ponad dachami. To płonie synagoga Alte Szil. Od Wschodniej 19 żandarm i rewirowy prowadzą Józefa Piłsudskiego, aresztowanego w nielegalnej drukarni pepesowskiego „Robotnika”. Władysław Reymont wychodzi ze zburzonej kamienicy przy Wschodniej 50, na której nie wisi już tablica upamiętniająca epokę, gdy mieszkał na pierwszym piętrze lewej oficyny, u Juliusza Goźlińskiego, i pracował nad powieścią Ziemia obiecana. Chłopiec macha do nich lewą dłonią (w prawej trzyma wysłużoną teczkę z zeszytami i książkami). Przed nim jeszcze niewielki fragment Cegielnianej, od numeru dwunastego do dwudziestego szóstego. Chodnikiem po stronie parzystej drepce jakiś pan w kapeluszu, ciągną się za nim kłęby papierosowego dymu. Gdy lawirując między zaspami chłopiec go dogania, okazuje się, że są niemal równi wzrostem. Wdają się w pogawędkę. Amator tytoniu nazywa się Bolesław Leśmian, jest jednym z dyrektorów pobliskiego teatru, „malowniczej rudery” (określenie Kazimierza Wroczyńskiego) w jednym z podwórek przy Cegielnianej. O czym rozmawiają? Może o poezji, o rytmie rozumianym jako wyraz światopoglądu pisarza? Albo o zbliżającej się premierze Księdza Marka Juliusza Słowackiego?

Śni się zima. Bóg z Schubertem grają na dwa fortepiany.

Ślady na chodniku zasypuje coraz gęściej padający śnieg.


 

[fragment tekstu, który ukaże się w lutowym numerze miesięcznika "Twórczość"] 

 

Wnętrze szkoły, do której uczęszczał J. M.Rymkiewicz,...

 
...podczas remontu w 2019 r.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz