środa, 7 września 2011

Poezja pytań granicznych. O "Lunaparku nieśmiertelności" Wojciecha Gawłowskiego (2)


Fragment szkicu krytycznoliterackiego opublikowanego w najnowszym numerze "Toposu".



Widzenia 

Autor Zapachu gasnącej świecy jest uważnym obserwatorem fenomenów świata widzialnego. Ma przy tym rzadki dar dostrzegania w tym, co pospolite, znikome, pozornie niewarte uwagi, przebłysków rzeczywistości wyższej, wykraczającej poza porządek przyrodzony. W jego twórczości każdy drobiazg może zostać podniesiony do rangi uniwersalnego znaku, kierującego uwagę odbiorcy ku utajonej strukturze istnienia. Część spośród wierszy rejestrujących owe chwile olśnienia, kiedy na moment podnosi się zasłona, a poeta staje się rewelatorem prawd fundamentalnych, opatruje Gawłowski znaczącym tytułem Widzenie.
Czym jest „widzenie”? Niespodziewanym wglądem w istotę świata? Dotknięciem tajemnicy, która zaraz skryje się na powrót za rekwizytami codzienności? Snem na jawie, otwierającym na to, co nadzwyczaj niechętnie udziela się percepcji?

Na czerni dachu wróble
doskonalą owalny kształt
chlebowej skórki

Gdy odlatują spłoszone
owal galaktyki
otacza nas

Wnętrze chleba
łaknące
nigdy nas nie syte
(Widzenie I)

Działanie wyobraźni Gawłowskiego porównałbym najchętniej do działania cyrkla, którego ramiona, maksymalnie od siebie odchylone, to dwa człony poetyckiego zestawienia (tego, co znikome z tym, co ogromne; tego, co niepozorne, z tym, co potężne; tego, co przyziemne, z tym, co kosmiczne). Poeta pamięta, że tylko wtedy, gdy stworzy się dystans między ramionami cyrkla, można narysować okrąg, zatoczyć koło metafory. Dlatego z upodobaniem, by tak rzec, bawi się potencjometrem, bez ostrzeżenia przechodząc od skali mikro do skali makro, od szczegółu do uogólnienia, od ułomka chleba do niezmierzonych przestrzeni kosmosu. Swoista wizyjność tej twórczości realizuje się właśnie poprzez momentalne niwelowanie dystansu między porządkami doskonale niewspółmiernymi, dzięki czemu najzwyczajniejsze zdarzenie może zostać wyniesione na wyżyny symbolu, „owalny kształt chlebowej skórki” zastąpiony „owalem galaktyki”. W efekcie oba obrazy nakładają się na siebie, ulegając dwuwektorowemu upodobnieniu: skończoność i nieskończoność — powiada bowiem Gawłowski — zawierają się w sobie, nie tyle stają się, co po prostu tożsame. Tego rodzaju  obrazowanie spotykamy w cytowanym Widzeniu I, w wychodzącym od pozornie banalnych, „pocztówkowych” spostrzeżeń wierszu Widokówka z Sopotu oraz w urzekającym prostotą refleksyjnym liryku Przedwiośnie, traktującym o nierozerwalnym splocie śmierci i narodzin:

Na grobowej rabatce
ptasie gniazdko.

Tam uwite
czy przywiane
z pobliskiego drzewa?

Znicz skwierczy
cisza kwili
mokre niebo i ziemia.

Wicie
wianie
tchnienie.

Nieobjęte przestrzenie.

Pytania (i odpowiedzi) graniczne

Zauważalna w Lunaparku nieśmiertelności skłonność poety do stawiania obok siebie przedmiotów, pojęć, obrazów przeciwstawnych, do operowania kontrastem oraz akcentowania dychotomicznej struktury rzeczywistości ma jeszcze jeden istotny skutek. Przestrzenią, na którą zostaje skierowana uwaga odbiorcy, okazuje się  strefa graniczna, linia oddzielająca od siebie odmienne pola semantyczne (spełniająca zarazem funkcję mostu, łącznika, będąca miejscem mediatyzacji)[1]. Wojciech Gawłowski jest poetą pogranicza, a podmiot jego wierszy to nader często po prostu „homo religiosus — ktoś, kto zdaje sobie sprawę z działania myśli i wyobraźni, zarazem jednak chce pozostać otwarty na znaki tego, co istnieje niezależnie od naszych władz poznawczych”[2]. W najnowszym tomie predylekcja autora Błędnika równowagi do postrzegania rzeczywistości ziemskiej sub specie aeternitatis ujawnia się wyjątkowo często, co dostarcza kolejnego pretekstu dla opisywania tej twórczości jako dzieła o wyraźnej orientacji metafizycznej czy religijnej[3]. Gawłowski nie jest jednak poetą konfesyjnym, nie rości sobie  prawa do formułowania odpowiedzi jednoznacznych — siatkę pojęć i wyobrażeń wpisanych w te wiersze można by nazwać co najwyżej autorską krypto-teologią.
Tekstem bodaj najdalej wychylonym ku pojmowanej po chrześcijańsku transcendencji jest Widzenie V, w którym czytamy między innymi:

[…]
Międzymilczenie! O wiązana mowo
Swe pęta kładziesz na Wcielone Słowo

Iskra co tli się we wnętrzu języka
Lont krwi ku sercu pełgający w ciszy

Biały prześwit opłatka sączy jasność dnia
Tak Odkupienie spełnia się i trwa.

W otwierającym wiersz stwierdzeniu: „Pokalane i nie-pokalane / Są życia chwile” zawarł poeta całą paradoksalność chrześcijańskiej soteriologii. Nadnaturalna, boska jasność („biały prześwit opłatka”) ogarnia wszystkie wymiary egzystencji ludzkiej, podnosząc je i nasycając sensem. W godzinie świtu spełnia się, pierwotna i ostateczna, komunia światów widzialnego i niewidzialnego, wymiarów człowieczego i Bożego. Czynność zapisywania wiersza to próba uchwycenia owej tajemnicy; dodajmy: próba bezowocna, nieodmiennie sąsiadująca z milczeniem, bo prawd tego rodzaju ostatecznie nie da się wyrazić w języku. Pozostaje po nich szczelina zarastająca słowami („blizna rękopisu karta”, po której „pisze […] ostry rysik światła”), wspomnienie iluminacji, krótkiej chwili epifanii, doświadczenia doskonalej jedności ze światem.
Jednym z najbardziej, by tak rzec, dotkliwych utworów z tomu Lunapark nieśmiertelności jest tekst Pracownia Pytań Granicznych. Dobrze widoczne są w nim wszystkie istotne składowe osobnej dykcji Wojciecha Gawłowskiego — od skłonności do angażowania się w dyskusje, których podglebie stanowią rzeczywiste wydarzenia z przestrzeni publicznej (zauważalna publicystyczność części wierszy), po umiejętność formułowania skrótowych i celnych poetycko refleksji metafizycznych czy etycznych:

Ślad
po wiszącym krzyżu
znika w bieli
malowanej ściany.

Teolog apostata
jest solą
w każdym oku.

Lustrzana kula motocyklowego kasku
zamyka w sobie obraz
Parady Równości.

Pustostan nieba.

Źrenica nicości
jasna
niezmącona.

9 marca 2007 roku wybitny teolog ks. Tomasz Węcławski przesłał do Katolickiej Agencji Informacyjnej Oświadczenie dotyczące zamknięcia działalności kapłańskiej, w którym stwierdzał: „Po wieloletnim i gruntownym zastanowieniu doszedłem do przekonania, że z racji sumienia nie powinienem już w moim działaniu reprezentować instytucji i wspólnoty kościelnej. Zakończyłem i zamknąłem moją działalność kapłańską. Zamierzam działać publicznie wyłącznie na moją własną odpowiedzialność”[4]. Dziewięć miesięcy później, w obecności proboszcza własnej parafii i dwóch świadków, Węcławski dokonał oficjalnego aktu apostazji, a 30 kwietnia następnego roku zmienił nazwisko. Pracuje w stworzonej przez siebie Pracowni Pytań Granicznych na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu jako prof. Tomasz Polak. W wierszu Gawłowskiego pojawia się — na prawach aluzji — jeszcze jeden epizod z życia byłego księdza, szeroko komentowany przez media: w listopadzie 2009 roku ulicami Poznania przeszedł tzw. Marsz Równości; w grupie dwustu pięćdziesięciu manifestantów (niosących transparenty z hasłami „Stop cyklofobii!”, „Równe obowiązki = równe prawa”, „Homofobia — to się leczy”)  znalazł się prof. Tomasz Polak, ubrany — podobnie jak jego żona Beata — w czarny strój motocyklisty.
Dlaczego autor Zapachu gasnącej świecy poświęcił wiersz Węcławskiemu/Polakowi? Najprostsza odpowiedź brzmiałaby następująco: oto konserwatywny pisarz  piętnuje odstępstwo od wiary katolickiej, wskazując banalną alternatywę: Bóg – nicość, sens – absurd, religia – nihilizm. Sądzę, że takie postawienie sprawy byłoby jednak daleko posuniętą symplifikacją. Nawet jeśli w cytowanym utworze wyczuwalna jest gorzka ironia, nie została ona wymierzona w konkretną osobę, odnosi się natomiast do fundamentalnego zagadnienia jednostkowej tożsamości. W Pracowni Pytań Granicznych — o ile interpretować ów wiersz w kontekście utworów takich jak Widzenie V czy Wnętrze  Gawłowski więcej mówi o sobie, o własnym postrzeganiu świata i człowieka, niźli o kimkolwiek i czymkolwiek innym.
W artykule Spór o Jezusa. Spór o realność, opublikowanym na stronach Pracowni Pytań Granicznych, Tomasz Węcławski/Polak przekonuje, że chrześcijaństwo wykrzywiło prawdę o nauczycielu z Nazaretu, przykrawając Jego obraz do potrzeb własnej interpretacji. Konstatacja ta prowadzi do tezy o „odchodzeniu od realności wewnątrz religijnych obrazów świata”. Innymi słowy — religia chrześcijańska jest odpowiedzialna za tworzenie fałszywej świadomości jej wyznawców. Są oni skłonni bronić własnej — sztucznie skonstruowanej — tożsamości nawet za cenę rezygnacji z prób dotarcia do tego, co realne („świadome lub nieświadome zafałszowanie — pisze Polak — broni czyjejś własnej tożsamości, uznawanej tym samym za coś ważniejszego niż realność, z którą tożsamość ta miałaby się konfrontować”). Wiara stanowi, wedle tej koncepcji, jedyną rękojmię psycho-religijnej  koherencji jednostkowego obrazu rzeczywistości. Gdyby fundament ów został człowiekowi odjęty, stanąłby on wobec konieczności zmierzenia się z własną niewiedzą i bezradnością.
W ramach tak zarysowanego sporu ostrowski poeta opowiedziałby się zapewne za „tożsamością”, nie pojmując jej jednak jako zaprzeczenie „realności”, ale jako wartość konstytuowaną przez to, co w najwyższym stopniu realne. Człowiekowi żywej wiary nie jest potrzebne racjonalne uzasadnienia tego, w co wierzy — dlatego właśnie Gawłowski może wyrzec z naciskiem: „Są jeszcze słowa / Rzeczywiste / z wnętrza ciszy, snu, cierpienia / i sensu” (Przypis do dyskusji przy kawiarnianym stoliku klubu „Nowy Impuls”). Z przekonania o istnieniu ponadmaterialnego porządku świata wyrasta jego wiara w „iskrę co tli się we wnętrzu języka” (Widzenie V), w to, że „pod drżącymi powiekami / nieznajoma ręka wertuje z wprawą / rękopisy snu” (Przyjaciołom ze Stuttgarter Schriftstellerhaus).
Z okazji inauguracji roku akademickiego 2001/2002 w UAM ks. Tomasz Węcławski wygłosił wykład na temat współczesnej duchowości. Mówił wtedy (zastrzegając, że jego słów „nie należy brać […] zbyt dosłownie”):

świat, którym się zajmujemy, staje się coraz lżejszy, że w stosunku do naszych dawniejszych o nim wyobrażeń dematerializuje się przynajmniej w tym sensie, że wszystko, co jest nam potrzebne, abyśmy sobie z tym światem radzili, sprowadza się do coraz sprawniejszego, coraz gęstszego i coraz lepiej sterowalnego zapisu informacji. (Informację rozumiem tutaj jako szereg najprostszych rozstrzygnięć między „tak” i „nie”, opisujących na poziomie elementarnym przestrzeń wszystkich dostępnych możliwości). W tym sensie jest ona kwintesencją rzeczy i zdarzeń.[5]

Na wizję świata, który „dematerializuje się”, „staje się coraz lżejszy”, Wojciech Gawłowski odpowiada Wierszem na nowe tysiąclecie, zamykającym jego najnowszą książkę. Utwór ten, napisany w Wielki Piątek roku 2010, jest komentarzem do tekstu Tadeusza Różewicz [*** Dostojewski mówił…] ze zbioru Wyjście. Różewiczowskie słowa: „bez Jezusa / nasza mała ziemia / jest pozbawiona wagi”[6] Gawłowski kwituje stwierdzeniem: „Bez tego wiersza / poezja polska / byłaby pozbawiona ciężaru”, opowiadając się tym samym po stronie niejednoznaczności i egzystencjalnej powagi wiary, przeciwko uroszczeniom rozumu, który we współczesnej nauce chciałby znaleźć odpowiedź na wszystkie graniczne pytania ludzkości.


[1] „Ulubioną porą bohatera analizowanych liryków jest przedświt”  – pisał o wierszach sprzed Lunaparku nieśmiertelności Wojciech Kudyba („Łaska światłocienia”. Liryka Wojciecha Gawłowskiego, „Topos” 2008, nr 4, s. 69). Przedświt, czyli czas  między nocą i dniem – trzeba by dodać. Takich „miejsc pomiędzy” jest w najnowszym tomie Gawłowskiego więcej – rozdzielają one (i łączą) ziemię i niebo, naturę i kulturę, doświadczenie i refleksję, życie i literaturę.
[2] W. Kudyba, dz. cyt., s. 71.
[3] Jednoznaczną wykładnię metafizyczną poezji Wojciecha Gawłowskiego daje w przywoływanym szkicu Wojciech Kudyba. Do podobnych wniosków dochodzą pozostali interpretatorzy tej twórczości: „»poeta niedzielny« jest metafizykiem »w milczeniu stawiającym czoła wyzwaniom schyłku wieku i tysiąclecia«, z czego wnioskować możemy, że poetą jest kiedy milczy i kiedy milczenie zapisuje, że jest poetą ciszy i trwania. A także, że jest poetą-świadkiem, tzn. tym, który świadczy, i tym, który doświadcza […] Oczywiście, język rzeczywistości jest też językiem rzeczy, a rzeczy bywają znakami, za pomocą których mówi do nas inna rzeczywistość, inny czas upomina się o uwagę” (Poezja późnej godziny, w: W. Gawłowski, Prowincja Ostrów Miasta, Ostrów Wielkopolski 2008, s. 94–95); „Gawłowski w najlepszych wierszach ukaże pełnię eschatologicznego dramatu, w którym brzydota czy trywialność codzienności, prowincja świata, a nawet zło i śmierć wyrywają się z więzów materii i — zawsze konkretne, imienne, zmysłowe, niepowtarzalne — dążą ku duchowej apokatastazie. Przejmująca prawda zda się i tutaj zasadzać na szukaniu jedni. A w każdym razie na przeczuciu, że duch i materia nie są przeciwieństwami; że ich opozycja nie definiuje ich istoty” (S. Sterna-Wachowiak, Zwierzątko sumienia i muzyka wnętrza (Posłowie), w: W. Gawłowski, Głosy, obrazy i sny, Poznań 2003, s. 61).
[4] W ostatnich akapitach oświadczenia wyjaśniał: „O wszystkich istotnych decyzjach, które podejmuję, i o tych, które podejmę w przyszłości, chcę teraz powiedzieć tylko jedno, najważniejsze: moje decyzje są i mam nadzieję będą także w przyszłości takie, że z każdą z nich mogę w każdej chwili umrzeć bez lęku. To jest moja wolność. Nie boję się śmierci. Swoją osobistą prawdę przemyślałem gruntownie. Wybrałem uczciwie, bo w prawdzie wobec własnego sumienia. Dzisiaj jestem gotowy na śmierć - bez lęku. Nie, jakobym nie miał dla kogo i dla czego żyć - bo oczywiście mam, i to tym bardziej, im bardziej świadomie wybieram. Mówię o prawdzie mojego wyboru. Tak wybieram, jestem z tym wyborem gotów dzisiaj umrzeć bez lęku i pragnę, by taka powaga wszystkich moich istotnych wyborów trwała do godziny mojej śmierci”.
[5] Ks. T. Węcławski, Pytanie o ducha XXI stulecia, Poznań 2002, s. 6.
[6] T. Różewicz, Wyjście, Wrocław 2004, s. 22.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz