wtorek, 10 października 2023

O tekstach Tadeusza Różewicza z epoki stalinizmu w kwartalniku „Litteraria Copernicana” (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu)

 


„To także Różewicz”... Autor Niepokoju jako pisarz dla młodzieży. 

(O pewnym mniej znanym epizodzie z epoki stalinizmu)

 

[pełen tekst TUTAJ]

 

Kiedy – trzy lata po śmierci Stalina – w komunistycznym państwie polskim ostatecznie skończył się stalinizm, a w literaturze i sztuce przestała obowiązywać doktryna socrealizmu, Kazimierz Wyka mógł nareszcie, na fali odwilżowych rozliczeń, napisać kilka słów prawdy o spustoszeniu, jakie mechaniczne naśladowanie wzorców sowieckich poczyniło w warsztacie tych twórców, którzy nie będąc socrealistami z przekonania czy z cynicznej kalkulacji, zdecydowali się iść na artystyczne kompromisy i włączyć się w główny nurt ideologiczno-polityczny lat 1949–1955. W szkicu Zaległe tomy Różewicza stwierdzał zasadniczą odmienność dwóch etapów tej twórczości – przed cezurą roku 1949 i po niej:

Kto pragnie śledzić niszczycielskie skutki jednego tylko wzorca narzucanego […] wszystkim poetom bez względu na ich indywidualności, kto pragnie ujrzeć skutki gwałtu, na jaki w dobrej wierze sam poeta przyzwolił, ten niechaj czyta dzisiaj kolejne zbiory Różewicza. W sposób klinicznie dokładny i patologicznie doskonały skutki te odnajdzie.

Odnosząc się do tomów poetyckich Pięć poematów, Czas który idzie i Srebrny kłos, krytykował jednak nie tyle samego poetę, ile zarządców kultury, którzy wymogli na twórcach korektę (w przypadku pisarzy ideologicznie „dojrzalszych”) lub rewolucyjną przemianę (w odniesieniu do „mniej wyrobionych” politycznie) w zakresie tematów i metod twórczych. „Byłoby rzeczą głęboko niesprawiedliwą – przekonywał – Różewiczowi samemu, a nie sprawcom, wystawiać dzisiaj rachunek za poczucie zażenowania i wstydu, jakie ogarnia latem 1956 przy czytaniu tych zbiorów” (Wyka 1977: 104). Trzy książki poetyckie z lat 1950–1955, przede wszystkim Czas który idzie, nazywał „klinicznym preparatem” i zacytowawszy fragment jednego z wierszy („Odwróćmy od przeszłości nasze puste oczy. Nad nami gołąb biały w świetle piórka moczy.”), konstatował ironicznie: „To nie rymowanka z «Płomyczka». To także Różewicz” (Wyka 1977: 105).

 

Nie jest chyba rzeczą przypadku, że krakowski badacz przywołał tytuł jednego z kilku popularnych wtedy pism przeznaczonych dla odbiorcy niedorosłego – na froncie ideologicznym „Świerszczyk”, „Płomyczek” czy „Płomyk” zajmowały pozycję niepoślednią. Praca nad światopoglądem obywatela komunistycznego państwa musiała się bowiem rozpocząć możliwie wcześnie – zanim jako człowiek dorosły miał się stać pełnowymiarowym uczestnikiem życia publicznego, trzeba go było wyposażyć w odpowiednie imaginarium oraz w podstawowe pojęcia umożliwiające mu „właściwe” interpretowanie rzeczywistości. Właśnie na łamach „Płomyka” ukazały się w roku szkolnym 1952/1953 dwa do niedawna niemal nieznane utwory Tadeusza Różewicza – opowiadania Towarzysz Marian i Gwiazdy Budapesztu. [...]

  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz